Suknia_dekolt

Suknia dwóch kobiet

Nie było oczywiste, że właśnie ta suknia znajdzie się w zbiorach Muzeum. Nie stałoby się tak, gdyby nie następstwo wielu zdarzeń prowadzących do obecnego stanu rzeczy. Suknia nie powstałaby dokładnie taka, jeśli w przedwojennym Krakowie nie spotkałyby się dwie kobiety, klientka i wykonawczyni. Pierwsza złożyła wymagające zamówienie, druga sprostała mu w sposób mistrzowski. Obie były doświadczone i dojrzałe, pierwsza świadoma oczekiwań wobec własnego, dobrego wyglądu, drugą los obdarzył złotymi dłońmi. Została uszyta suknia. Przetrwała wiele lat. W 2016 roku otrzymała numer inwentarzowy jako nowy nabytek Muzeum Narodowego w Krakowie. Dziś chcę ją Państwu zaprezentować.

Nowa suknia

Nie od razu przyciąga wzrok; w tym ciemnym, nasyconym, matowym błękicie wydaje się zbyt skromna. Fason? Długie rękawy osłaniające dłonie, otaczający szyję niewielki dekolt, dół zakrywający kolana…
Gdzież jest jej charme, podkreślenie kobiecości?
Być może trzeba stworzyć odpowiednie warunki, w których suknia zaprezentuje się jak najlepiej? Z pewnością najpiękniej wyglądałaby na uśmiechniętej, pełnej życia kobiecie, współgrając z jej sylwetką oraz z pozostałymi elementami ubioru, pantoflami na zgrabnych obcasach i niewielką torebką. Przywołując obraz dawnej właścicielki i sprawczyni powstania sukni, do zestawu akcesoriów moglibyśmy dodać jeszcze słomkowy kapelusz z okrągłym rondem i parę letnich rękawiczek.


Zmagania

Suknię uszyto z jedwabnej żorżety, tkaniny, w której nici wątku i osnowy łączą się splotem płóciennym, czyli krzyżują pod kątem prostym, jedna nić wątku na jedną nić osnowy; co ważne w tym przypadku, nici te nie są ściśnięte, lecz luźne, a ponadto każda z nich jest mocno skręcona. W rezultacie takiego technicznego zabiegu uzyskuje się tkaninę o delikatnej, drobnoziarnistej fakturze i matowej, wyciszonej barwie. Od krawcowej żorżeta wymaga znacznych umiejętności w opracowywaniu; jest trudna, bo lekka i przezroczysta, a po wykonaniu pracy widoczny staje się każdy szew przyszłego ubioru. Jednakże doskonale skrojona i uszyta, żorżeta potrafi zachwycić, podczas gdy włókna jedwabne użyte w produkcji zapewnią jej ładne układanie się.

Sukni wykonanej z tej tkaniny powinien towarzyszyć spód, w odpowiednim kolorze. W tym przypadku, ten oryginalny, nie zachował się.

Z jakiej tkaniny mógł być wykonany? Uszycie go na przykład z cienkiego, bawełnianego płócienka mogłoby wywołać efekt „przyklejania się” do niego żorżety, wzajemnego tarcia, co wpłynęłoby na niekorzystny wygląd kobiety ubranej w taką suknię, lub niewygodne w niej poruszanie się. Żorżeta o nieco szorstkiej powierzchni powinna delikatnie ślizgać się na spodzie, więc materiał użyty do jego wyrobu, prawdopodobnie mógł być także jedwabny.

W jakim kolorze? Ustalenie oryginalnego koloru spodu jest trudne. Chcę odpowiednio zaprezentować suknię na sesji fotograficznej, dlatego sprawdzam dwie wersje: pierwszą z jasnym spodem, drugą z ciemnym. Wydaje się, że każda z propozycji będzie miała swoje zalety.
Przygotowałam dwa spody wykonane ze współczesnej tkaniny podszewkowej, nie wybrałam jednak po prostu białej i czarnej, ponieważ tak wyrafinowana suknia wymaga poszukiwania kolorów w odpowiednich odcieniach. Pierwszy spód jest lekko różowawy, lecz złamany odrobiną chłodnego fioletu, a drugi w nasyconym, nieco rozbielonym, chabrowym błękicie. Przyjęłam również zasadę dla wykroju spodów: mają dokładnie odpowiadać kształtowi sukni, czyli pokryć się z linią dekoltu, nie wypełniać rękawów i sięgnąć jej dolnego brzegu. Założenia te okazały się istotne, wynikły bowiem z wcześniejszych prób z rozmaitymi, gotowymi halkami: czarną, jasnoniebieską i écru, krótszymi od sukni, na wąskich ramiączkach i z większymi dekoltami. Przezroczysta suknia nie prezentowała się na nich efektownie, pierwsza próbna sesja fotograficzna uzmysłowiła, że zbyt duże dekolty halek oraz ich niedostosowana długość rozpraszały odbiór całej kompozycji, zakłócając uporządkowane formy tego skrupulatnie przemyślanego fasonu.

Wysiłek włożony w poszukiwanie odpowiedniego wyrazu opłacił się, na odpowiednim spodzie, z dobrze ustawionym światłem, suknia przeszła metamorfozę, ukazując jednak za to, kolejne zagadnienia do rozważenia.

Na jasnym spodzie ujawnił się skomplikowany zestaw form kroju oraz linearnych zdobień, wyraziste stały się efektowne trójkąty na górnej części sukni, a na dolnej uwydatniły naszyte kliny, wprowadzające rozgrywkę natężenia koloru mocnymi, ciemnymi pionami. Wyodrębniły się także szwy łączące poszczególne części.

Spód ciemny wprowadza inny nastrój, linearny charakter zdobień łagodnieje, a kompozycja linii i kształtów współgra z kolorem żorżety, jest bardziej scalona. Widać przede wszystkim suknię jako całość, a nie jej poszczególne elementy.

Jaki efekt chciała uzyskać krawcowa, wykonawczyni zamówienia? Podjęła się wykonania trudnego zadania, uszycia sukni o skomplikowanym kroju z przezroczystej tkaniny, a pracę utrudniał dodatkowo jej ciemny kolor. Jakie czyniła założenia, spodziewała się bardziej wyrazistych form czy wyrafinowanego stonowania? Ubiór ten wykonała bardzo starannie – właśnie po opracowaniu detali i prowadzeniu projektu z dużą wiedzą i wyczuciem, rozpoznamy wysoki poziom jej umiejętności.

Prawdopodobnie wybór padł na spód w kolorze ciemniejszym. Bogactwo form nie zniknie na takim tle, ogromna praca, którą krawcowa włożyła w wykonanie tego zamówienia nie miałaby sensu, gdyby wszystkie linearne dekoracje nie były zauważalne, gdyby zbyt ciemny spód wszystko zatarł. Precyzyjnie uszyte linie efektownych stębnowań, tego prostego, podstawowego, ale niezawodnie eleganckiego ściegu składającego się z krótkich, drobnych odcinków nici, są nadal zauważalne. Wyczuwa się wyraźnie, że wszystkie składniki kompozycji współdziałają i są podporządkowanie głównemu celowi – służą zaprezentowaniu nie samej sukni, ale ubranej w nią kobiety.


Ubiór współgrający z zawodem.

Celina Przemecka
Portret Celiny Przemeckiej

Włosy przycinała odważnie, bo krótko, do linii uszu, tak by dały się zakręcić i gładko zaczesać do tyłu, z przodu koniecznie z małą grzywką, ale przesłaniającą tylko część czoła. Taką siebie musiała lubić, ponieważ tej fryzurze pani Celina Przemecka była wierna od lat 20.–30. XX w. Jak wyglądała wcześniej pokazuje jej portretowe zdjęcie z 1919 roku. Ładna, wpisana w owal twarz o wyrazistej, ciemnej oprawie oczu i pięknie wykrojonych ustach. Włosy ciemne, choć nie czarne, wtedy dłuższe, zostały ułożone w fale, uniesione, a z tyłu, nad karkiem upięte, by odsłaniały koronkowy kołnierz. Na szyi połyskuje krótki sznur z małych pereł, a z przodu dekolt ujmuje brosza, zbudowana z drobnych elementów. Każdy detal tej wysmakowanej prezencji przekonuje o dobrym guście. Fotografia uwiecznia ważny moment w intelektualnym rozwoju tej młodej kobiety. Tak ubrana, pani Celina z domu Piórko, córka lekarza, obroniła pracę doktorską pisaną z filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. W naszą stronę spogląda śmiało, lecz z wdziękiem, wykształcona, ambitna osoba, jakby z wyraźnym pytaniem w ciekawych świata, piwnych w kolorze oczach.

Pani Przemecka pracowała z pasją, była cenioną nauczycielką języka polskiego. Uczyła w Prywatnym Gimnazjum i Liceum Żeńskim im. Królowej Jadwigi w Krakowie, mieszczącym się w Pałacu Spiskim, przy Rynku Głównym nr 34. Niezwykłą pamiątką jest zdjęcie ukazujące ją podczas lekcji. Oto scena rodzajowa, fragment czyjegoś życia, która miała miejsce w latach trzydziestych XX wieku. Celina Przemecka stoi zwrócona w stronę klasy, pochyla się i notuje coś, zapewne do dziennika, lub notesu. Ubrała się w ciemną suknię, tym razem bardziej służbową, zabudowaną, o asymetrycznym zapięciu z przodu; biały kołnierz wydobywa z fotografii jej pochyloną głowę. Chwila uchwycona na zdjęciu zaraz minie, być może podejdzie wywołana do tablicy jedna z uczennic i lekcja, jedna z wielu, będzie toczyć się dalej.

Pani Celina zawsze zwracała uwagą na ubiory i modę. Posiadała wrodzone poczucie estetyki, przejawiające się zwłaszcza wtedy, gdy dobierała dodatki do sukien czy kostiumów. Tworzyła przemyślane, wypracowane zestawy. Bardzo lubiła torebki, rękawiczki, pantofle, a wręcz talent objawiała w wyborze i umiejętności noszenia kapeluszy. Jej elegancja współgrała z wykonywanym zawodem i miejscem pracy. Przekazywanie wiedzy młodym ludziom było zobowiązaniem do odpowiedniego wyglądu, a więc dyscypliną każdego dnia.

Najprawdopodobniej jakaś ważna dla niej okazja, której oczekiwała, pragnąc podczas jej trwania zaprezentować się jak najlepiej, wywołała konieczność uszycia nowej, odpowiedniej sukni. Być może był to zjazd nauczycieli, lub inna okoliczność związana z aktywnością zawodową? Musiała dokonać wielu przygotowań: zaplanować koszt wydatku, zamówić z wyprzedzeniem termin u krawcowej, a przede wszystkim wybrać fason sukni oraz zdecydować się na rodzaj i kolor tkaniny. Potrzebowała sukni eleganckiej, w stonowanym kolorze. Zapewne przeglądała z uwagą modele sukien w zbieranych przez siebie żurnalach, jak Neue moden, cennych nie tylko ze względu na rysunki modnych ubiorów, ale i załączone, gotowe wykroje. Przedstawienie konkretnego projektu krawcowej, zwłaszcza takiego, który był rozrysowany na poszczególne kształty form, pomogłoby zrealizować marzenie o oryginalnym i modnym wyglądzie.


Suknia, której podarowano czas.

Pani Celina Przemecka przyniosła pewnego dnia do pani Anieli Zapałowej żurnal mody i wskazała w nim inspirację do sukni, o której mogły już wcześniej wstępnie rozmawiać. Powierzenie drogiej tkaniny i wysokich oczekiwań wobec fasonu, musiało wynikać z zaufania do tej właśnie, sprawdzonej krawcowej. Pani Zapałowa nie miała własnej pracowni, w latach trzydziestych przyjmowała klientki w swoim mieszkaniu, prawdopodobnie przy ulicy Traugutta w Podgórzu.

Realizacja tego zamówienia była trudna, ponieważ suknia składa się z ponad dwudziestu elementów, połączenie ich w całość to jakby dopasowywanie puzzli w niełatwej układance. Fason zaczerpnięty z żurnalu powinno się przystosować do sylwetki danej klientki, pani Przemecka na pewno kilkakrotnie przychodziła do przymiarki. Powodzenie właśnie tego zakresu pracy oraz perfekcyjne wykonawstwo, świadczy o randze krawcowej.

Jak przypuszczalnie postępowała krawcowa? Podstawową pracę wykonała dużymi, zapewne ciężkimi, ostrymi nożycami, sprawnie krojąc przyniesioną tkaninę na różnokształtne formy, dokładnie planując i uważając na bieg nici. Potem należało złożyć te drobne, płaskie komponenty w trójwymiarową całość. Najprawdopodobniej uprzedziła jednak ten etap wykonaniem linearnych dekoracji na wyznaczonych częściach przyszłego ubioru – trójkątach do górnej partii sukni, fragmentach rękawów i na biodrach. Być może rozkładała je na stole i za pomocą linijki rysowała na nich mydłem krawieckim linie pomocnicze. Mogła je też fastrygować i zaprasowywać, by następnie przeszyć na maszynie. Gęste, równoległe stębnowania skracały kawałki tkaniny, więc formy wyjściowe musiały być nieco większe, robiąc wykrój należało to uwzględnić. Linie stębnowań na sukni są równe, nie ma w nich pomyłek czy widocznych poprawek, zostały więc perfekcyjnie wymierzone i zrealizowane.

Po złożeniu górnej części sukni, należało odpowiednio opracować kształt ramion, by trafnie umiejscowić rękawy. W tym rozwiązaniu zachwyca umiejętność wykreowania ich miękkiej linii, uzyskanej poprzez przesunięcie szwów ze szczytu barków nieco do tyłu. Ponadto krótkie zaszewki dodane na obydwu ramionach, zgrupowane po siedem na każdym z nich, budują wypukłość. Dopełniają ją dwie symetrycznie rozłożone, dolne zaszewki w talii, skierowane ku górze. W taki sposób krawcowa subtelnie wymodelowała przestrzenność biustu.

Odpowiedniej wielkości łuk powinien określać wykrój pod pachami, nie mógł być za głęboki, ani zbyt szeroki, od tego zależało układanie się rękawów, ich dopasowanie i przede wszystkim wygoda poruszania się w sukni. Odcięcie w linii pasa podkreśliło szczupłość talii, przy czym dolna część sukni przylegała do bioder. Wysoko sięgnęły szczyty klinów, które stopniowo rozszerzały dolny brzeg ubioru. Długość sukni sięgała zgodnie z modą niemal połowy łydek, jednak z pewnością „przecięła” nogi tak, by prezentowały się jak najlepiej.
Pani Zapałowa musiała mieć dobrą maszynę, być może firmy Singer? Na pewno taką, której mechanizm ze stopką przytrzymującą tkaninę oraz niezawodny naciąg nici pozwalał na wykonanie dokładnych ściegów. W innym przypadku nie udałyby się stabilne, cienkie szwy, a przede wszystkim tak efektownie linearne, stębnowane dekoracje.

Szyła zapewne z przyjemnością i lubiła to zajęcie. Można tak przypuszczać, ponieważ, inaczej wyglądałaby wykonana przez nią suknia, gdyby się spieszyła, lub była niedokładna w swej pracy. Mogłaby na przykład podszyć dół na maszynie, a tak nie postąpiła. Tymczasem właśnie wykończeniu pani Zapałowa poświęciła wiele godzin pracy. Wykonała bardzo cienkie paseczki – lamówki, krojąc ze skosu żorżetę, co samo w sobie wymaga uznania, i obszyła nimi ręcznie każdy brzeg, v-kształtnego dekoltu, mankietów i poszerzonego klinami dołu. Uszyła suknię tak, aby robiła wrażenie jako całość oraz była piękna w detalach, tym także podnosiła urodę kobiety, która się w nią ubierze.


Ubrana w modną suknię.

Powstała suknia wizytowa, lekka i przewiewna, odpowiednia na letnie popołudnie. Na początku lat trzydziestych XX wieku świat mody wprowadził nową sylwetkę kobiecą. Już nie sugestywnie uproszczoną, z obniżoną talią jak w latach dwudziestych, lecz bardziej zmysłową, akcentującą kształt ciała, szczególnie szczupłość talii i zaokrągloną linię bioder. Żurnale z lat trzydziestych prezentowały tę koncepcję proponując fasony, w których dominowały skomplikowane kroje ze skosu, wydobywające z tkanin jak najbardziej efektowne układanie się. Wyeksponowane linie szwów, oprócz pełnienia roli konstrukcyjnej, współtworzyły estetykę ubiorów, spódnic, bluzek, a zwłaszcza sukni. Polskie miesięczniki jak „Przegląd Mody” czy „Przegląd Kobiecy”, zawierały francuskie wkładki z rysunkami modeli i wykrojami. Ponadto pokazywały bieliznę, jedwabne halki zdobione koronką oraz spody do sukien balowych, na cienkich ramiączkach. Czasopisma rozpowszechniały modę trafiając w wyrafinowany gust odbiorczyń, takich jak pani Przemecka.

Prezentowana suknia powstała najprawdopodobniej według modelu z samego początku lat trzydziestych, posiada zaakcentowaną talię, modną długość i skomplikowany krój. Pomocny w datowaniu jest kształt ramion, tu jeszcze zaokrąglonych, podczas gdy w późniejszych latach trzydziestych, w przedstawianych w żurnalach projektach, ramiona wydają się dominować i stają się bardziej wyraziste.

Pani Przemecka, ubrana w nową suknię z pewnością patrzyła w lustro z zadowoleniem. Niebanalny, modny fason i tkanina, której odpowiednio zaaranżowana przezroczystość, dodawała jej urody. Istotna okazała się rozgrywka barw, tułów przesłaniał dopasowany kolorystycznie spód, jednak rękawy nie posiadały spodniej warstwy. Ciemną suknię rozświetlała przebijająca spod żorżety skóra ramion oraz niewielki dekolt eksponujący szyję, udekorowany kwiatem. Zestawienie przykrytych i prześwitujących partii sukni jest pełne smaku.

Wybierając się gdzieś, kobieta musiała poświęcić jednak chwilę na jej spokojne ubranie. Żorżeta nie jest tkaniną elastyczną, nie poddaje się naciąganiu, dlatego suknia musiała być tak opracowana, by w miarę komfortowo udawało się ją zakładać i zdejmować. Zwłaszcza gdy nie posiadała zamka, bo wszyty w przejrzystą tkaninę byłby bardzo widoczny. Jednakże „pękniecie”, poszerzenie musiało zaistnieć, by ubiór był możliwy do noszenia. Znajduje się na boku, w linii pasa i jest ukryte w szwie. Po przełożeniu sukni przez głowę, wsadzeniu rąk w rękawy i obciągnięciu dolnej części, tak by pas znalazł się na swoim miejscu, maskowało się to pęknięcie zapinając je na siedem małych zatrzasek. Tak zrealizowane, dobrze przylegało i podkreślało talię.

W celu ustabilizowania fasonu pani Zapałowa zadbała o jeszcze jeden aspekt, wszyła od spodu ramion, po obydwu stronach, małe, cienkie paseczki tkaniny i zatrzaski (patrz zdjęcie). W powstałych tak uchwytach zamykało się cienkie szeleczki biustonosza i spodniej warstwy sukni. Góra sukni została w ten sposób lepiej osadzona, poza tym ramiączka bielizny nie zsuwały się z ramion.

Ciemnogranatowa suknia posiada zdobienia, które warto dostrzec, by je rozsmakować. To różowe płatki kwiatu przy dekolcie, podkreślające urok kobiecej twarzy, subtelne przewiązanie z tyłu – taśma, wydobywająca szczupłość talii, czy piękne rękawy o łukowym kształcie i „pękniętymi” mankietami ujmującymi dłonie.

Niewątpliwie pani Zapałowa podarowała szytej przez siebie sukni czas…

***

Proszę pani, ja już nie będę szyła…

Aniela Zapała
Zdjęcie z kenkarty Anieli Zapałowej

Skromna kobieta. Jej spokojną twarz określają łagodne, zaokrąglone rysy. Wysokie czoło, głęboko osadzone oczy, wydatny nos, wąskie wargi. Miękkie, siwiejące włosy spięła z tyłu głowy. Spojrzenie wprost, usta bez uśmiechu. To raczej nie jest wyraz zachowania powagi, ale chyba… brak radości. Pani Aniela Zapałowa założyła jasną bluzkę z kołnierzem i przewiązaniem pod szyją. Pozowała do zdjęcia wymaganego do dokumentu, w którym będzie musiała odcisnąć linie papilarne swoich palców wskazujących.
Spokój tej fotografii niszczą zachowane fragmenty dwukrotnie nabitych pieczęcią słów: „… MENT * DER STADTHAUP…  RAKAU *”
/Generalgouvernement * Der Stadthauptmann in Krakau/

Po wybuchu wojny pani Aniela przestała szyć; świat nowych, pięknych sukien, tworzonych z inspirujących tkanin był obrazem minionego już, jakby zupełnie innego życia. Jednak zrobiła wyjątek, dla pani Przemeckiej. Wobec niedostatku tkanin oraz gotowych ubrań, przerabiała płaszcze i sukienki, z których wyrastały córki pani Celiny. Pani Przemecka straciła pracę, szkoła została zamknięta przez Niemców zaraz na początku wojny, budżet domowy ratowała więc korepetycjami, żyła jednak biednie.

Ulica Traugutta, przy której mieszkała pani Zapałowa, stała się granicą krakowskiego getta, zatem krawcowa była zmuszona do opuszczenia tego miejsca. Prawdopodobnie przeniosła się gdzieś niedaleko Rynku Podgórskiego. Przypuszczalnie tam mieszkając, przyjmowała jeszcze panią Przemecką, być może pomagała jej nadal także po wojnie, jednak… czas ich znajomości mijał bezpowrotnie.

Niedawno wśród zdjęć z młodości pani Celiny Przemeckiej znaleziono fotografię z kenkarty pani Anieli Zapałowej. Nie wiadomo w jakich okolicznościach trafiła do tego zbioru. Ślad wspomnień się urywa, pozostało zdjęcie, fragmenty pamięci i uszyta suknia.


Suplement

Czy suknia taka jak ta, mogłaby być ponadczasowa? Czy wizja projektantów z początku lat trzydziestych XX w. może nas jeszcze zainspirować? A gdyby… założyć ją dzisiaj i wyglądać współcześnie?

Mogłaby ją ubrać kobieta młoda, w podobnym wieku, jak była wówczas pani Przemecka, ponad trzydziestoletnia. Nosząc suknię na jasnym spodzie, uzyskałaby bardziej wyrazisty i dynamiczny wyraz. Stabilną podstawę zapewniłyby ciemnowiśniowe, błyszczące pantofle, na płaskiej podeszwie, choć lepsze byłyby na niewysokim, szerszym obcasie, dlatego, że długość sukni – do połowy łydki, może wymagać uniesienia stóp.
Na ramię załóżmy jej większą torbę, taką której ucha są na ramieniu, a całą przytrzymuje się ręką. Torba powinna być biała i zrobiona na szydełku w prosty wzór, albo wiązana w technice makramy. Dodajmy miękki, biały, gładki szal, z tkaniny o prostym splocie, lub gładkiej dzianiny, który może też czekać w torbie, na wszelki wypadek.

Nasza modelka mogłaby być szatynką jak pani Przemecka, podobnie jak ona o lekko kręconych, lecz sięgających ramion, rozpuszczonych włosach. Jeszcze słoneczne okulary w jasnych przejrzystych oprawkach oraz kilka cienkich kółek – bransolet, na przegub dłoni. Zapach i… Voilà!


Suknia dwóch kobiet

Czym nasyciły tę suknię obie jej autorki? Sądzę, że nie ma przesady w stwierdzeniu, że były właśnie dwie. Zarówno pani Przemecka, jak i pani Zapałowa w równym stopniu przyczyniły się do jej powstania. Pani Celina, kobieta nieprzeciętna, inteligentna, o wielkim zmyśle estetycznym, zainicjowała powstanie sukni. Pani Aniela uszyła ją najlepiej jak potrafiła, dowodząc najwyższego stopnia umiejętności warsztatowych i wrażliwości twórczej.

Powstała rzecz o niezaprzeczalnej, ponadczasowej sile kobiecego wdzięku. Po tylu latach od powstania sukni, ten przekaz jest nadal czytelny.

 

Agnieszka Kwiatkowska – pracownik Muzeum Narodowego w Krakowie, absolwentka Historii Sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przez kilkanaście lat była związana z działalnością edukacyjną Muzeum, od 2015 roku pracuje w Dziale Rzemiosła Artystycznego, Kultury Materialnej i Militariów, zajmując się kolekcją tkanin.

—————————————————————-
P o d z i ę k o w a n i a

Pragnę podziękować Pani Marii Przemeckiej-Zielińskiej, wieloletniej kierowniczce Domu Jana Matejki, oddziału MNK, córce pani Celiny Przemeckiej, za opowieść o Matce oraz za wspomnienie jej Krawcowej, pani Anieli Zapałowej, którą poznała będąc małą dziewczynką. Jestem wdzięczna za Pani pamięć i za cenne fotografie.

Za przygotowanie sukni do sesji fotograficznej, „pochylenie się” nad nią, zabezpieczenie uszkodzeń, dziękuję Agnieszce Pacak z Pracowni Konserwacji Tkanin MNK.

Za udaną współpracę przy wykonaniu fotografii tego bardzo trudnego, bo przezroczystego i ciemnego obiektu oraz za życzliwe uwzględnianie moich wymagań, dziękuję Karolowi Kowalikowi z Pracowni Fotograficznej MNK.

Pin It

2 thoughts on “Suknia dwóch kobiet

  1. Fantastyczne zdjęcia, dopełniają tekst, aż się chcę poszerzać horyzonty w świecie tkanin.
    Chcę więcej.

  2. Gratuluję kunsztu pisarskiego, który pozwala poczuć z jakim kunsztem suknia została uszyta, aż czuje się, że to nie tylko kawałek materiału, lecz tkanina, w której było życie, marzenia, uczucia, potrzeba piękna. Ta suknia nie jest martwa wisząc na manekinie. Historia piękna, jak dobrze, że można było do niej dotrzeć, napisać i podzielić się z nami.
    Suknia przepiękna! Z trudnej żorżety, krawcowa rzeczywiście była mistrzynią, a właścicielka miała wytworny gust. Chętnie bym ją przymierzyła 😉

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *