Teodor Lubieniecki, Martwa natura

Pośród skarbów sztuki: Teodor Bogdan Lubieniecki

Pośród skarbów sztuki, które przechowuje krakowskie Muzeum Narodowe w zbiorze europejskiego malarstwa znajdziemy niepozorne przedstawienie dwóch świnek morskich z martwą naturą. Kompozycyjnie wycinkowa scena, jakby wyjęta z większej całości, gdzie z ciemnego, nieprzeniknionego tła wyłania się patera z owocami winogron, brzoskwiń i śliw oraz kielich z winem, dodatkowo w mroku zarysowuje się sporej wielkości dynia. Poniżej blatu stołu lub kamiennej ławy buszują dwie rudo-białe świnki morskie, skubiąc gałązki; w lewym rogu leżą jeszcze dwa owoce śliwy. Dodatkowo, na odwrociu obrazu nieznanego pochodzenia zamieszczono adnotację, odnoszącą się do autora obrazu – barokowego malarza Teodora Bogdana Lubienieckiego (zapewne żyjącego w latach 1653/4-1718-20), z którym słusznie połączono naszą kompozycję oraz kolejną mówiącą o istnieniu pokrewnego przedstawienia w dawnych zbiorach lwowskiego Ossolineum – repliki autorstwa innego, tym razem „niemieckiego” artysty „Thana”, zdającą się nieco komplikować sprawę. Dla jeszcze większej komplikacji – istotnie, krakowskie „świnki” wcale nie są odosobnione!

Teodor Bogdan Lubieniecki (?), Morskie świnki
Teodor Bogdan Lubieniecki (?), Morskie świnki, 2 poł. XVII w., wł. Muzeum Narodowe w Krakowie

Co interesujące, w kolekcji Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, na zamku książąt Sułkowskich, przechowywana jest większa, bardziej rozbudowana i pełna wdzięku scena z animalistycznym motywem oraz wyobrażeniem Bachusa kosztującego wina, symbolicznie panującego nad darami natury i zapraszającego do używania życia, jak się okazało pędzla tego samego malarza (trafiła tam w równie tajemniczy sposób, jak wersja krakowska). Ta rodzajowa scena z martwą naturą oraz zwierzątkami w roli głównej jest afirmacją natury i jej sił, to obraz flory i fauny ujętej jako całość – barokowa sublimacja. Na tle zachmurzonego, nostalgicznego krajobrazu z prawej strony, malowniczo upozowana została efektowna, rozbudowana martwa natura złożona z większej liczby przedmiotów niż poprzednio: naczyń, owoców i kwiatów. Pierwszy plan zajmują misternie ułożone owoce, kwiaty oraz dwie świnki morskie, ukazane w tych samych pozach, jak na poprzednim obrazie. Ponad nimi dziecięcy uśmiechnięty Bachus nalewa wino do kielicha. Po lewej stronie wśród zarośli leży porzucony bukłak na wino. Ponad skulonymi zwierzątkami białej maści ustawiono elegancko upozowaną martwą naturę – tacę ze szklanką, karafką i kielichem z winem. Na kamiennej płycie leży taca z rozkrojoną nożem dynią oraz rozrzucone brzoskwinie i śliwki. Obok postaci bożka w liściastym wieńcu pnie się rozłożysty, pastelowy bukiet kwiatowy z róż, kaliny i ostróżek,  górując nad wyeksponowaną u dołu efektowną martwą naturą. Ot i cała wystudiowana aż do granic kompozycja, jednocześnie teatralna jak też stwarzająca wrażenie panującej swobody i bezpośredniości. Wszystko jest tutaj upozowane, wystylizowane, zgodnie z nieco akademickimi regułami ówczesnego późnobarokowego malarstwa, choć nie bez specyficznego wdzięku. Dekoracyjny układ tej kompozycji, nasuwający skojarzenia z tak efektownymi włoskimi martwymi naturami późnego baroku, w studium przygotowawczym – może malarskim projekcie z krakowskiego Muzeum Narodowego ogranicza się jedynie do sugestywnego oddania cech  zwierząt, trafnego ujęcia ich póz, zachowań.

Teodor Bogdan Lubieniecki, Mały Bachus z martwą naturą
Teodor Bogdan Lubieniecki, Mały Bachus z martwą naturą, XVII wiek, wł. Muzeum Historyczne w Bielsku-Białej, CC

W finalnym  Małym Bachusie z martwą naturą Lubieniecki zastosował typowo barokową, wspaniałą, efektowną, „rzymską” la natura morta, stanowiącą swoistą alegorię sił lub piękna przyrody, ale osiągnął też efekt pewnej kameralności i liryczny, pogodny nastrój. „Krakowskie” olejne studium może sugerować, że  malarz początkowo rozważał inny układ i dobór elementów budujących martwą naturę. Ostatecznie, zastąpił ją rozbudowany zestaw przedmiotów utrzymany w stylu włoskich obrazów autorstwa mistrzów współczesnych Lubienieckiemu. Można wręcz twierdzić, że oglądamy prace Włocha lub Francuza, nie zaś twórcy noszącego polskie nazwisko.

Autorem obu martwych natur (co jest zaskakujące jak na polskie malarstwo doby baroku, którego mamy jak na lekarstwo) jest polski artysta o niezwykłym, powikłanym życiorysie, doświadczający zmiennych kolei losu, który pracował głównie za granicą. Teodor Lubieniecki, wywodzący się z rodziny znanych arian (brat malarza Krzysztofa, osiadłego w Holandii), krążył po Europie jako najemny oficer a jednocześnie artysta poszukujący możnych protektorów. Malarz o „zaginionym”, niemal niezachowanym do dzisiaj dorobku, wykształcony na dobrych wzorcach ówczesnej barokowej sztuki, kosmopolita jako człowiek i artysta, ciągle zmienny, szukający własnych środków wyrazu, ale też poruszający się swobodnie po europejskiej scenie artystycznej. Po swojej malarskiej edukacji w Holandii, trafił na florencki dwór Cosima III de Medici, jako dworzanin, oficer i malarz nadworny w jednej osobie.

Jego dwie kompozycje ze zwierzątkami pojawiającymi się w malarstwie europejskim szczególnie w drugiej połowie wieku XVII i pierwszej następnego stulecia, zwłaszcza w południowym kręgu artystycznym, wyraźnie eksponujące modne, eleganckie i chętnie hodowane na dworach świnki morskie, swą genezę mają właśnie w Italii, we florenckim okresie działalności Lubienieckiego. To efekt zapatrzenia na prace kolegi po fachu, Włocha także pracującego dla Medyceuszy: Giovanniego Agostino Cassany. Wystarczy porównać jego dwie „świnki” z owocową martwą naturą (dzisiaj w kolekcji prywatnej) z animalistycznymi scenami odnalezionymi w Krakowie i Bielsku. Polak przejął motyw od włoskiego artysty, we Florencji lub w późniejszym czasie opracował jego nową wersję, jak się okazuje „modelową”, która nie do końca rozpoznaną drogą via Firenze dotarła do Wiednia, przy czym tym biorącym był również „wyszkolony” we Włoszech wybitny specjalista od martwej natury (w każdym wydaniu), hamburczyk z pochodzenia – Franz Werner von Tamm. Potwierdzają ten fakt kolejne powtórzenia jak w lustrzanym odbiciu póz znanych nam już świnek Lubienieckiego, ale tym razem wprowadzanych przez wiedeńskiego mistrza do jego bardziej rozbudowanych kompozycji z kwietnymi bukietami lub po prostu-interpretowanymi jako odosobnione przedstawienie dwóch zwierzątek razem w otoczeniu naturaliów. Co więcej, nie tylko główny motyw zainspirował Austriaka; ponieważ w czasach nowożytnych trudno było mówić o prawach autorskich, zatem delikatnie mówiąc zapożyczano elementy kompozycyjne nawzajem od siebie, czyli z dzieł kolegów artystów lub działających wcześniej mistrzów uchodzących za „wzorcowych”, stanowiących punkt odniesienia dla kolejnych twórców. Von Tamm znany był z podobnych zabiegów. W ten sposób do jego „Martwej natury z melonem” (1715 rok), kolejnym zbiegiem okoliczności, zachowanej w warszawskim Muzeum Narodowym, trafiła martwa natura z prawej strony bielskiego obrazu Teodora Bogdana. Austriak chętnie przejmował takie udatne rozwiązania czy motywy, zresztą nie on jedyny; artyści nowożytni z pasją oraz wzajemnym pożytkiem obserwowali siebie nawzajem.

Franz Werner von Tamm, Martwa natura z melonem, 1715
Franz Werner von Tamm, Martwa natura z melonem, 1715, wł. Muzeum Narodowe w Warszawie, CC

Sam Lubieniecki, który być może nieświadomie, a co bardziej prawdopodobne, że także w zupełnie niezamierzony sposób rozpowszechnił ów animalistyczny motyw w malarstwie Środkowej Europy, a szczególnie w Wiedniu, raczej nie powtórzył już tej tematyki. Po włoskim pobycie osiadł, na specjalne zaproszenie Kurfirsta, Fryderyka I w Berlinie, gdzie szybko awansował  robiąc karierę jako nadworny artysta oraz profesor tamtejszej Akademii (min. pomagał znanemu rzeźbiarzowi Andreasowi Schluterowi, projektując dekorację berlińskiego zamku i arsenału). Co prawda, po kilku latach dał tam znać o sobie niesforny charakter artysty który popadł w konflikt z miejscowym środowiskiem artystycznym, do czego doszły jeszcze silnie eksponowane ariańskie poglądy Lubienieckiego. Wszystko to doprowadziło do rezygnacji artysty z pełnionych funkcji, jego potępienia i w konsekwencji opuszczenia Prus już na zawsze. Nie wiemy dokładnie w jakim czasie i gdzie zakończył żywot ten intrygujący kosmopolityczny malarz polskiego pochodzenia, choć w gruncie rzeczy – Europejczyk łatwo przyswajający modne, barokowe konwencje stylistyczne, pozostawił kilka intrygujących dzieł, które możemy łączyć z jego osobą. Wygnany z Prus, powrócił do ojczyzny, jednak żadnych śladów działalności naszego twórcy już nie możemy odnaleźć.

Wśród szczęśliwie ocalałej garstki przykładów twórczości Teodora Lubienieckiego, odnaleźć można wspomniane dwa będące świadectwem włoskiego pobytu – przywołaniem tamtejszych inspiracji i fascynacji artystycznych Polaka na obczyźnie, z… animalistycznym motywem w roli głównej.

Filip Chmielewski – historyk sztuki, pracownik Działu Sztuki Dawnej MNK

 

Więcej na ten temat będzie można przeczytać w publikacji: F.Chmielewski, „Motyw świnek morskich w obrazach trzech artystów – Teodora Lubienieckiego, Wernera von Tamma i Giovanniego Agostina Cassany” – w: „Barok. Historia-Literatura-Sztuka”, periodyk naukowy wyd. przez Instytut Literatury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego / Uniwersytet Warszawski, pod red. J. Chrościckiego nr  44, 2016.

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *